No właśnie... czy wypada... ale okres Bożego Narodzenia w Kościele trwa aż do 2 lutego, więc chyba się jeszcze mieszczę :)
Nie dałam rady wcześniej, naprawdę. Po mikołajkach rozchorowałam się ja, potem Robert i dzieci - wszyscy na antybiotykach. Tydzień przed świętami jakoś doszłam do siebie i ogarnęłam mieszkanie, zjechała się rodzinka i świętowaliśmy u nas. W sobotę po świętach wylądowaliśmy z moim kochanym mężem na dyżurze i znowu dostaliśmy antybiotyki - sylwestra spędziliśmy w domu, toast wznosząc herbatką :)
Gdzieś pomiędzy jedną chorobą a drugą uczestniczyłyśmy z moją Hanią w warsztatach zorganizowanych przez DK, które prowadziła
Immacola i chyba tylko dzięki temu zrobiłam jakieś kartki. Pokażę dziś wszystkie, zdjęcia robione nocą, przy sztucznym świetle i z lampą, więc jakość pozostawia wiele do życzenia.
Na początek moje domowe wytwory:
Kolejne, na bazie warsztatowych zawieszek, które po dodaniu drobnych elementów trafiły na kartki:
A na koniec kartki warsztatowe, które kleiłyśmy razem z Hanią na wzór kartek zaprezentowanych przez Paulinę. Oczywiście w domu musiałam dodać trochę od siebie, czyli kryształki, perełki, wstążeczki, gwiazdeczki. No lubię błyskotki i tyle :)
To już tyle. Chyba pierwszy raz zrobiłam tak mało kartek bożonarodzeniowych. A już trzeba zabrać się za temat babciowo-dziadkowy, a mnie znowu zaczyna pobolewać gardło...
Dziękuję za odwiedziny, postaram się i do Was częściej zaglądać.
PS: Czy wiecie co to jest "bostonka"? Ja już wiem, Kacper złapał dzień przed Wigilią... Całe szczęście, że to takie nic, a tyle było nerwów...